Zamiast kopiować bez sensu 5 krótkich rozdziałów dodałam je tutaj.
Miłego czytania.
I - 'We accept the love we think we deserve'
Od godziny niespokojnie kreśliłam kciukiem okręgi na swojej dłoni.
Myślałam co powinnam zrobić, gdy On przekroczy próg moich drzwi. Rzucić
Mu się w ramiona? Zignorować Go? A może udawać, że nic nigdy się nie
stało? Ale czy można udawać obojętność, gdy serce pęka Ci na małe
kawałeczki?
Czekałam.
Jedno puknięcie w drzwi.
Moje serce przyspieszyło.
Drugie puknięcie.
Nie mogłam ruszyć się z łóżka.
Trzecie puknięcie.
Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę dochodzącego odgłosu.
Nacisnęłam na klamkę i wtedy Go zobaczyłam. Zielonooki brunet posłał mi
niemrawy uśmiech. Najwidoczniej był zmieszany tą sytuacją niemniej niż
ja.
- Przyszedłem po resztę swoich rzeczy.
Gdy tylko usłyszałam jego głos łzy napłynęły mi do oczu. Niegdyś
łagodny ton jakim mnie darzył zniknął, a na jego miejsce pojawił się ten
pełen pretensji i żalu.
Podałam mu torbę, którą spakowałam już wcześniej. Podczas chowania
do niej rzeczy niejednokrotnie na ubraniach czułam Jego perfumy -
perfumy, które tak bardzo kochałam i za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Harry... - mój głos się łamał - czy mogę to wszystko jakoś naprawić?
Podniósł wzrok skierowany w podłogę i nasze spojrzenia się
skrzyżowały. Te parę sekund, które czekałam na odpowiedź ciągły się w
nieskończoność. Ciągle miałam nadzieję. Szczerze żałowałam tego co się
stało i zrobiłabym wszystko, żeby dał mi kolejną szansę. Dalej Go
kochałam.
- Megan, rozmawialiśmy już o tym. Po prostu zacznijmy żyć dalej, zapomnijmy.
-Ale ja nie chcę zapominać.
II - ' Think I'll miss you forever '
Od Jego wyjścia minęło parę godzin, a ja dalej stałam w tym samym
miejscu. Naprzeciwko drzwi. Wpatrywałam się w przestrzeń. W klamkę po
której nerwowo jeździł ręką, gdy rozmawialiśmy. I w te brudne ślady Jego
butów, to właśnie o nie robiłam mu zawsze awantury. Kocham porządek, a
On odnajduje się w chaosie. Moje ubrania poukładane są kolorystycznie, a
On swoje rzuca w kąt. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi tego brakować.
Dopełniamy się wzajemnie, a raczej dopełnialiśmy.
Opadłam powolnie na podłogę. Skuliłam nogi. Bezsilność to najgorsza z form cierpienia.
III - ' Lick me up and take me like a vitamin '
Poczułam chłodny powiew wiatru. Nie czułam żadnego miękkiego
materiału oplatającego moje ciało. Odwróciłam się na drugą stroną łóżka
szukając koca. Zamiast niego ujrzałam brązową czuprynę wystającą spod
kołdry. Moje zmarznięte ciało rozgrzało się momentalnie. Chłopak zaczął
się niespokojnie wiercić aż w końcu otworzył oczy i spojrzał w moją
stronę. Uśmiechnął się. Wyciągnął rękę i przyciągnął moje sparaliżowane
ciało bliżej siebie.
- Mam taką wielką ochotę Cię pocałować. - szepnął mi do ucha.
Powoli zbliżył swoją twarz do mojej, nasze usta dzieliły milimetry.
Nagle Harry zniknął, a na jego miejscu zobaczyłam Ryan'a. Jego dłonie
jeździły w górę i dół po moich udach. Był kompletnie pijany. Ja zresztą
też, pamiętam ten dzień bardzo dobrze - to właśnie wtedy zniszczyłam
wszystko.
Bo w końcu kto spodziewałby się, że cicha dziewczyna, która
nienawidzi używek nagle opije się prawie do nieprzytomności i przeliże
połowę chłopaków na imprezie? Właśnie nikt, w szczególności On. Ufał mi
bezgranicznie, znał mnie jak nikt inny. Prawie pobił swojego
przyjaciela, który opowiedział mu o tym co się stało. Ja nie miałam
odwagi, nie wtedy kiedy wszystko tak świetnie się układało.
Sceneria znowu się zmieniła. Stałam na przeciw Harry'ego w naszym mieszkaniu.
- Co się stało? Czemu? W ogóle odkąd Ty pijesz alkohol? I to w
takich ilościach? Dlaczego ukrywałaś przede mną prawdę? Przecież
mieliśmy sobie kurwa ufać ! - pierwszy raz w życiu widziałam go w takim
stanie. Krzyczał, był wściekły i zdruzgotany jednocześnie. Ja płakałam.
Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie. Chwyciłam go za rękę,
chciałam mu powiedzieć, że go kocham, że tak bardzo żałuję tego co się
stało. Ale On tylko odepchnął mnie od siebie, wziął telefon i wyszedł. A
ja zostałam ze swoim poczuciem winy.
Obudziłam się zalana potem. Dalej skulona przy drzwiach ostrożnie
wstałam, poranne światło drażniło moje oczy. Podeszłam do komody i
sięgnęłam po ramkę ze zdjęciem - naszym zdjęciem. Uśmiechnięci.
Zakochani. Szczęśliwi.
Znowu zaczęłam płakać.
IV - ' He gives them butterflies bats his cartoon eyes '
'Musisz w końcu zapomnieć ! ' - mówiąc to moi bliscy chcieli dodać
mi otuchy. Podobno czas leczy rany, w moim przypadku długo tylko je
pogłębiał.
Jak można zapomnieć o kimś z kim wiąże Cię tyle wspaniałych
wspomnień? Zapomnieć o kimś kogo codziennie widzisz w programach
śniadaniowych lub słyszysz w radiu ? A jednak. Nie chciałam dłużej żyć w
smutku i rozpaczy. Nie mogłam oglądać jego zadowolonej twarzy, która
patrzyła na mnie z okładek czasopism. Czy On naprawdę jest tak
szczęśliwy? Beze mnie? Musiałam być głupia myśląc, że dla bożyszcza
nastolatek, takiego jak Harry Styles będę kimś więcej niż tylko
'kolejną'. Teraz to ja byłam wściekła - chciałam coś zmienić w swoim
życiu. I w końcu się udało. Zlikwidowałam mur jakim odgrodziłam się od
ludzi. Większość z nich nazywałam wrogami tylko dlatego bo twierdzili,
że nie jest mnie wart. Ale to ja nie jestem warta Jego. Prawda?
24 grudnia, Wigilia.
Mając Polskie korzenie, nawet tu - w Nowym Jorku podtrzymywaliśmy
tradycję. Jak co roku, w ten wyjątkowy świąteczny dzień w domu od rana
roztaczał się zapach różnych pieczeni, zup, ryb oraz wszelkich słodkości
jakie moja prababcia piekła od paru godzin. Miałam wyjątkowo dobry
humor, uwielbiałam, gdy moja porozrzucana po całym świecie rodzina w tym
jednym dniu zbierała się razem.
- Megan ! Jak Ty wyrosłaś ! - wykrzykiwała radośnie na przywitanie
ciocia - i w końcu się uśmiechasz, tak długo na to czekaliśmy. -
dodała uważnie obserwując moją reakcję.
A ja po prostu czule ją objęłam i poraz kolejny uniosłem kąciki ust
ku górze. Po chwili poczułam wibrację mojego telefonu, który trzymałam w
kieszeni. Odsunęłam się od cioci Katy, wskazałam jej drogę do kuchni i
odczytałam sms'a.
' Potrzebuję Cię. Harry '
Oniemiałam. Właśnie wtedy, gdy wszystko na nowo się ustatkowało On
mnie potrzebował? Ale czemu tak późno? Przecież ja tyle na Niego
czekałam ...
Niewiele się zastanawiając wzięłam z pokoju moją torbę, wsadziłam
do niej portfel oraz paszport i wybiegłam z domu. Cicho i szybko zanim
ktoś dowie się co chcę zrobić i wybije mi ten chory pomysł z głowy. I
choć dzieliło nas tyle tysięcy kilometrów, tyle godzin, a nawet ocean
złapałam pierwszą lepszą taksówkę i udałam się na lotnisko. Potrzebował
mnie, a ja byłam gotowa poświęcić wszystko.
V - ' my heart it breaks every step that I take '
Dziękowałam w myślach Bogu, że miła pani obsługująca kasy na
lotnisku okazała się mieć serce i znalazła dla mnie miejsce w samolocie,
chociaż bilety dawno były już wyprzedane. Nie wspomnę już o tym jaką
idiotkę zrobiłam z siebie płacząc i krzycząc, gdy najpierw usłyszałam tą
drugą wiadomość.
Byłam coraz bliżej, a dalej tak daleko ...
Lecąc miałam w głowie miliony scenariuszy. Co jeśli przez te
godziny lotu On zdąży sobie coś zrobić? Bo w końcu nie wiedziałam w
jakim jest stanie, a skoro ściągał mnie po tym wszystkim z drugiego
końca świata to prawdopodobnie nie w najlepszym. Pozostał też kolejny
problem - gdzie powinnam go szukać? Dostając sms'a od razu pomyślałam o
Jego mieszkaniu w Londynie, ale nie byłam pewna czy Go tam zastanę. Moje
życie właśnie zmieniło się w istne szaleństwo.
Po ciężkich godzinach lotu, płaczu, szlochach i pobłażliwych
spojrzeniach innych pasażerów, w końcu wylądowałam. Tempo w jakim
opuściłam lotnisko można porównać do prędkości światła. Zatrzymałam
pierwszą lepszą taksówkę i wskazałam adres. Po 15 minutach byłam na
miejscu. Gdy tylko wysiadłam z auta ugięły się pode mną nogi. A co jeśli
to jakaś pomyłka? Co jeżeli ktoś ukradł mu telefon i zrobił sobie głupi
żart? Albo jeszcze gorzej - co jeśli coś strasznego się stało? Droga
pod jego drzwi ciągnęła się niemiłosiernie, nawet pomimo tego, że
skakałam co trzy schody. Numer 56, Jego numer...
Zadzwoniłam do drzwi, nic.
Drugi raz.
Trzeci raz.
Spanikowana sięgnęłam pod wycieraczkę, wiedziałam, że znajdę tam klucze. Harry był taki bezmyślny...
Drzwi skrzypiały, gdy je otwierałam. Już w holu zobaczyłam puste
butelki po alkoholu. Przeraziłam się. To na pewno Jego mieszkanie?
Szłam dalej.
Nie znalazłam go w kuchni ani sypialni. W salonie zauważyłam tylko
więcej butelek i stertę opakowań po pizzy. Szybkim krokiem przemknęłam
do łazienki. Upadłam na kolana. Leżał tam. Taki bezbronny. Taki...
naćpany? Opierając się plecami o wannę uważnie mnie obserwował. W lewej
ręce mocno trzymał butelkę z trunkiem. W prawej pustą saszetkę.
Podejrzewałam co mogło się w niej znajdować. Popatrzyłam mu w oczy - one
pozwoliły mi dowiedzieć się wszystkiego. Ruszał ustami, ale nie bardzo
był w stanie coś powiedzieć. Ja również nie wiedziałam co zrobić. Na
czworakach podeszłam bliżej, pociągnął mnie za koszulkę i powodując, że
upadłam na ziemię wtulił się w moją rękę. Zamknął oczy. Siedziałam w
takiej pozycji sparaliżowana ponad godzinę. Wciąż nie wierzyłam, nie
wiedziałam co się dzieje. Próbowałam poukładać sobie to wszystko,
wymyślić plan jak mogę mu pomóc. Bo raczej ściąganie policji i karetki
nie było najlepszym wyjściem, zniszczyłabym wszystko na co tak ciężko
pracował - a raczej nie ja tylko paparazzi wzbogacający się na cudzym
nieszczęściu. Od nadmiaru problemów rozbolała mnie głowa. Szybkim,
zwinnym ruchem wyciągnęłam mu butelkę z dłoni, upiłam kilka łyków. To
będzie naprawdę długa noc - pomyślałam po czym po raz kolejny
dzisiejszego dnia zaczęłam płakać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz