25 listopada 2013

Rozdział I, II, III, IV, V

Zamiast kopiować bez sensu 5 krótkich rozdziałów dodałam je tutaj.
Miłego czytania.




I - 'We accept the love we think we deserve'

Od godziny niespokojnie kreśliłam kciukiem okręgi na swojej dłoni. Myślałam co powinnam zrobić, gdy On przekroczy próg moich drzwi. Rzucić Mu się w ramiona? Zignorować Go? A może udawać, że nic nigdy się nie stało? Ale czy można udawać obojętność, gdy serce pęka Ci na małe kawałeczki?

Czekałam.


Jedno puknięcie w drzwi.
Moje serce przyspieszyło.
Drugie puknięcie.
Nie mogłam ruszyć się z łóżka.
Trzecie puknięcie.
Wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę dochodzącego odgłosu. Nacisnęłam na klamkę i wtedy Go zobaczyłam. Zielonooki brunet posłał mi niemrawy uśmiech. Najwidoczniej był zmieszany tą sytuacją niemniej niż ja.
- Przyszedłem po resztę swoich rzeczy.
Gdy tylko usłyszałam jego głos łzy napłynęły mi do oczu. Niegdyś łagodny ton jakim mnie darzył zniknął, a na jego miejsce pojawił się ten pełen pretensji i żalu.
Podałam mu torbę, którą spakowałam już wcześniej. Podczas chowania do niej rzeczy niejednokrotnie na ubraniach czułam Jego perfumy - perfumy, które tak bardzo kochałam i za którymi tak bardzo tęskniłam.
- Harry... - mój głos się łamał - czy mogę to wszystko jakoś naprawić?
Podniósł wzrok skierowany w podłogę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Te parę sekund, które czekałam na odpowiedź ciągły się w nieskończoność. Ciągle miałam nadzieję. Szczerze żałowałam tego co się stało i zrobiłabym wszystko, żeby dał mi kolejną szansę. Dalej Go kochałam.
- Megan, rozmawialiśmy już o tym. Po prostu zacznijmy żyć dalej, zapomnijmy.
-Ale ja nie chcę zapominać.









II - ' Think I'll miss you forever '

Od Jego wyjścia minęło parę godzin, a ja dalej stałam w tym samym miejscu. Naprzeciwko drzwi. Wpatrywałam się w przestrzeń. W klamkę po której nerwowo jeździł ręką, gdy rozmawialiśmy. I w te brudne ślady Jego butów, to właśnie o nie robiłam mu zawsze awantury. Kocham porządek, a On odnajduje się w chaosie. Moje ubrania poukładane są kolorystycznie, a On swoje rzuca w kąt. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi tego brakować. Dopełniamy się wzajemnie, a raczej dopełnialiśmy.
Opadłam powolnie na podłogę. Skuliłam nogi. Bezsilność to najgorsza z form cierpienia. 







III - ' Lick me up and take me like a vitamin '

Poczułam chłodny powiew wiatru. Nie czułam żadnego miękkiego materiału oplatającego moje ciało. Odwróciłam się na drugą stroną łóżka szukając koca. Zamiast niego ujrzałam brązową czuprynę wystającą spod kołdry. Moje zmarznięte ciało rozgrzało się momentalnie. Chłopak zaczął się niespokojnie wiercić aż w końcu otworzył oczy i spojrzał w moją stronę. Uśmiechnął się. Wyciągnął rękę i przyciągnął moje sparaliżowane ciało bliżej siebie.
- Mam taką wielką ochotę Cię pocałować. - szepnął mi do ucha.
Powoli zbliżył swoją twarz do mojej, nasze usta dzieliły milimetry. Nagle Harry zniknął, a na jego miejscu zobaczyłam Ryan'a. Jego dłonie jeździły w górę i dół po moich udach. Był kompletnie pijany. Ja zresztą też, pamiętam ten dzień bardzo dobrze - to właśnie wtedy zniszczyłam wszystko.
Bo w końcu kto spodziewałby się, że cicha dziewczyna, która nienawidzi używek nagle opije się prawie do nieprzytomności i przeliże połowę chłopaków na imprezie? Właśnie nikt, w szczególności On. Ufał mi bezgranicznie, znał mnie jak nikt inny. Prawie pobił swojego przyjaciela, który opowiedział mu o tym co się stało. Ja nie miałam odwagi, nie wtedy kiedy wszystko tak świetnie się układało.
Sceneria znowu się zmieniła. Stałam na przeciw Harry'ego w naszym mieszkaniu.
- Co się stało? Czemu? W ogóle odkąd Ty pijesz alkohol? I to w takich ilościach? Dlaczego ukrywałaś przede mną prawdę? Przecież mieliśmy sobie kurwa ufać ! - pierwszy raz w życiu widziałam go w takim stanie. Krzyczał, był wściekły i zdruzgotany jednocześnie. Ja płakałam. Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie. Chwyciłam go za rękę, chciałam mu powiedzieć, że go kocham, że tak bardzo żałuję tego co się stało. Ale On tylko odepchnął mnie od siebie, wziął telefon i wyszedł. A ja zostałam ze swoim poczuciem winy.

Obudziłam się zalana potem. Dalej skulona przy drzwiach ostrożnie wstałam, poranne światło drażniło moje oczy. Podeszłam do komody i sięgnęłam po ramkę ze zdjęciem - naszym zdjęciem. Uśmiechnięci. Zakochani. Szczęśliwi.
Znowu zaczęłam płakać.









IV - ' He gives them butterflies bats his cartoon eyes '

'Musisz w końcu zapomnieć ! ' - mówiąc to moi bliscy chcieli dodać mi otuchy. Podobno czas leczy rany, w moim przypadku długo tylko je pogłębiał.
Jak można zapomnieć o kimś z kim wiąże Cię tyle wspaniałych wspomnień? Zapomnieć o kimś kogo codziennie widzisz w programach śniadaniowych lub słyszysz w radiu ? A jednak. Nie chciałam dłużej żyć w smutku i rozpaczy. Nie mogłam oglądać jego zadowolonej twarzy, która patrzyła na mnie z okładek czasopism. Czy On naprawdę jest tak szczęśliwy? Beze mnie? Musiałam być głupia myśląc, że dla bożyszcza nastolatek, takiego jak Harry Styles będę kimś więcej niż tylko 'kolejną'. Teraz to ja byłam wściekła - chciałam coś zmienić w swoim życiu. I w końcu się udało. Zlikwidowałam mur jakim odgrodziłam się od ludzi. Większość z nich nazywałam wrogami tylko dlatego bo twierdzili, że nie jest mnie wart. Ale to ja nie jestem warta Jego. Prawda?

24 grudnia, Wigilia.
Mając Polskie korzenie, nawet tu - w Nowym Jorku podtrzymywaliśmy tradycję. Jak co roku, w ten wyjątkowy świąteczny dzień w domu od rana roztaczał się zapach różnych pieczeni, zup, ryb oraz wszelkich słodkości jakie moja prababcia piekła od paru godzin. Miałam wyjątkowo dobry humor, uwielbiałam, gdy moja porozrzucana po całym świecie rodzina w tym jednym dniu zbierała się razem.
- Megan ! Jak Ty wyrosłaś ! - wykrzykiwała radośnie na przywitanie ciocia - i w końcu się uśmiechasz, tak długo na to czekaliśmy. - dodała uważnie obserwując moją reakcję.
A ja po prostu czule ją objęłam i poraz kolejny uniosłem kąciki ust ku górze. Po chwili poczułam wibrację mojego telefonu, który trzymałam w kieszeni. Odsunęłam się od cioci Katy, wskazałam jej drogę do kuchni i odczytałam sms'a.
' Potrzebuję Cię. Harry '
Oniemiałam. Właśnie wtedy, gdy wszystko na nowo się ustatkowało On mnie potrzebował? Ale czemu tak późno? Przecież ja tyle na Niego czekałam ...
Niewiele się zastanawiając wzięłam z pokoju moją torbę, wsadziłam do niej portfel oraz paszport i wybiegłam z domu. Cicho i szybko zanim ktoś dowie się co chcę zrobić i wybije mi ten chory pomysł z głowy. I choć dzieliło nas tyle tysięcy kilometrów, tyle godzin, a nawet ocean złapałam pierwszą lepszą taksówkę i udałam się na lotnisko. Potrzebował mnie, a ja byłam gotowa poświęcić wszystko. 






V - ' my heart it breaks every step that I take '


Dziękowałam w myślach Bogu, że miła pani obsługująca kasy na lotnisku okazała się mieć serce i znalazła dla mnie miejsce w samolocie, chociaż bilety dawno były już wyprzedane. Nie wspomnę już o tym jaką idiotkę zrobiłam z siebie płacząc i krzycząc, gdy najpierw usłyszałam tą drugą wiadomość.

Byłam coraz bliżej, a dalej tak daleko ...

Lecąc miałam w głowie miliony scenariuszy. Co jeśli przez te godziny lotu On zdąży sobie coś zrobić? Bo w końcu nie wiedziałam w jakim jest stanie, a skoro ściągał mnie po tym wszystkim z drugiego końca świata to prawdopodobnie nie w najlepszym. Pozostał też kolejny problem - gdzie powinnam go szukać? Dostając sms'a od razu pomyślałam o Jego mieszkaniu w Londynie, ale nie byłam pewna czy Go tam zastanę. Moje życie właśnie zmieniło się w istne szaleństwo.

Po ciężkich godzinach lotu, płaczu, szlochach i pobłażliwych spojrzeniach innych pasażerów, w końcu wylądowałam. Tempo w jakim opuściłam lotnisko można porównać do prędkości światła. Zatrzymałam pierwszą lepszą taksówkę i wskazałam adres. Po 15 minutach byłam na miejscu. Gdy tylko wysiadłam z auta ugięły się pode mną nogi. A co jeśli to jakaś pomyłka? Co jeżeli ktoś ukradł mu telefon i zrobił sobie głupi żart? Albo jeszcze gorzej - co jeśli coś strasznego się stało? Droga pod jego drzwi ciągnęła się niemiłosiernie, nawet pomimo tego, że skakałam co trzy schody. Numer 56, Jego numer...
Zadzwoniłam do drzwi, nic.
Drugi raz.
Trzeci raz.
Spanikowana sięgnęłam pod wycieraczkę, wiedziałam, że znajdę tam klucze. Harry był taki bezmyślny...
Drzwi skrzypiały, gdy je otwierałam. Już w holu zobaczyłam puste butelki po alkoholu. Przeraziłam się. To na pewno Jego mieszkanie?
Szłam dalej.
Nie znalazłam go w kuchni ani sypialni. W salonie zauważyłam tylko więcej butelek i stertę opakowań po pizzy. Szybkim krokiem przemknęłam do łazienki. Upadłam na kolana. Leżał tam. Taki bezbronny. Taki... naćpany? Opierając się plecami o wannę uważnie mnie obserwował. W lewej ręce mocno trzymał butelkę z trunkiem. W prawej pustą saszetkę. Podejrzewałam co mogło się w niej znajdować. Popatrzyłam mu w oczy - one pozwoliły mi dowiedzieć się wszystkiego. Ruszał ustami, ale nie bardzo był w stanie coś powiedzieć. Ja również nie wiedziałam co zrobić. Na czworakach podeszłam bliżej, pociągnął mnie za koszulkę i powodując, że upadłam na ziemię wtulił się w moją rękę. Zamknął oczy. Siedziałam w takiej pozycji sparaliżowana ponad godzinę. Wciąż nie wierzyłam, nie wiedziałam co się dzieje. Próbowałam poukładać sobie to wszystko, wymyślić plan jak mogę mu pomóc. Bo raczej ściąganie policji i karetki nie było najlepszym wyjściem, zniszczyłabym wszystko na co tak ciężko pracował - a raczej nie ja tylko paparazzi wzbogacający się na cudzym nieszczęściu. Od nadmiaru problemów rozbolała mnie głowa. Szybkim, zwinnym ruchem wyciągnęłam mu butelkę z dłoni, upiłam kilka łyków. To będzie naprawdę długa noc - pomyślałam po czym po raz kolejny dzisiejszego dnia zaczęłam płakać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz